Grozi powodzią.
Codzienne obowiązki wylewają się z notesu i kapią coraz intensywniej na moje biurko.
Jeszcze chwila i wybija 17.00. Staję do bloków startowych. Do biegu gotowi. Ruszam! Mknę do samochodu. Po drodze potrącam drobną staruszkę. Przepraszam ją pospiesznie i podaję upuszczoną laskę. Przebiegam przez grupkę znajomych dopalających papierosa. W końcu dopadam klamkę swojego samochodu.